środa, 7 lipca 2010

Jak rzuciłem palenie...

Udało mi się to zrobić dopiero za czwartym czy piątym razem. Moje poprzednie, nieskuteczne metody wyglądały mniej więcej tak:

Siedzę w knajpie. Pojawia się myśl „ale bym zapalił”. Jestem zdeterminowany żeby rzucić dlatego od razu „walczę” z tym implusem: „To jest moje postanowienie i będę się go trzymał. Za dużo idzie pieniędzy na palenie. Fakt, że atmosfera jest idealna na fajeczkę, ale muszę wytrwać!”.

I to działało. Na 3 dni, czasem na 5.

Po kolejnym niepowodzeniu byłem na tyle sfrustrowany i zmotywowany, że stwierdziłem, że nawet nie będę rozważał w myśli opcji zapalenia. Postanowiłem, że będę tłumił impuls w zarodku. Za każdym razem, gdy tylko zauwazyłem pojawiającą się myśl „ale bym zapalił”, zaczynałem myśleć o czymś innym. Zabrzmi to dziwnie, ale zmuszałem się do „zmienienia tematu w swoich myślach”. Albo robiłem plany na wieczór, albo skupiałem uwagę na jakiejś osobie czy obiekcie z otoczenia.

Impuls do palenia pojawiał się początkowo często - 3 razy na godzinę. Moja metoda okazała się jednak dla mnie bardzo dobra, ochota na palenie przychodziła rzadziej i rzadziej. Aż do jej całkowitego zaniku.

Wygląda na to, że wchodząc w interakcję z jakimś impulsem trzymamy go przy życiu. I co jest w tym, moim zdaniem, bardzo ważne – nie ma tu znaczenia czy mamy dobry zamiar lub racjonalne argumenty. Utnij implus w zarodku, a jest szansa, że z biegiem czasu zyskasz od niego troche swobody.

2 komentarze: