niedziela, 12 grudnia 2010

Moje nawyki żywieniowe

Chciałbym przedstawić Wam jak wygląda mój tydzień - polskiego witarianina w warunkach zimowych :)

1) pierwsze co robie po przebudzeniu to "ssię" olej. Wyczytałem to u Tombaka. To jest też popularne w ajurwedzie. Polecam ten filmik i tą stronę

Robię to ponieważ:
- w ten sposób dbam o jamę ustną i chcę naturalnie wybielić zęby
- przyspieszam proces oczyszczania ze śluzu
- to nie kosztuje nic wysiłku ani pieniędzy

2) później płuczę dokładnie jamę ustną wodą i szczotkuję zęby (normalną pastą - aczkolwiek nakładam tylko pół ziarenka grochu na szczoteczkę) Apropos: zna ktoś dobrą alternatywę dla komercyjnej pasty do zębów?

3) jeszcze na czczo wypijam pół szklanki soku (zwykle pół na pół zielenina - nać pietruszki/koperku/rzodkiewki/marechewki /selera lub/i kapusta włoska i owoce - zwykle jabłka)

4) przechodzę do śniadania - sałatka owocowa lub owoce zblendowane

5) w ciągu dnia podjadam owoce i pije 3-4 razy po pół szklanki tego soku z rana

6) na danie główne jem sałatkę warzywną

7) na kolacje kilka owoców lub to co na śniadanie lub końcówkę sałatki z obiadu (zwykle przygotowuje na śniadanie bardzo dużo żeby móc to podjadać cały dzień)

8) nie jem przed 10 rano i po 18 wieczorem. Zgodnie z zasadami higieny naturalnej, okres asymilacji to 10-18 a pozostała częśc doby to faza przyswajania i eliminacji. Staram się by moje jelita odpoczywały 16 godzin na dobę, zgodnie z zaleceniami znawców tematu.

9) co do soków - wyciskam je raz na dwa dni. W tym celu zawsze w sobote kupuję dużo nie pryskanych, brzydkich jabłek z robakami :) (10 kilo) i kupę zieleniny. Smak jest przepyszny, słowo daje - samej zieleniny oczywiście bym nie przełknął ale z owocami to sama pychota!

Uważam, że zielenina jest mega ważna dla człowieka i ci z witarian ktorzy nie jedzą zieleniny dużo omijają. Dlatego też inwestycja w dobry blender lub wyciskarkę to dobra opcja, bo od nikogo nie spodziewam się konsumowania dużej ilości zieleniny w postaci inna niż płynna. Więcej o zieleninie przeczytasz u autorki Victoria Boutenko (zobacz na Youtube, jej stronę rawfamily.com lub mega dobrą ksiązkę "Green For Life" - może prezent na święta?)

10) staram się nigdy nie przejadać - nawet najzdrowszą surowizną - jem powoli i odpuszczam po 80% najedzenia mówiąc sobie, że zobaczę za 15 minut - jeśli nadal będę głodny - dokończę danie. Zgadnij ile razy zdarzyło mi się naprawdę wrócić do potrawy po tych 15 minutach? - ani razu :)

11) posty - raz w tygodniu nie jem nic, piję tylko wodę (nie soki!). W ten sposób układ pokarmowy odpoczywa, a mój detoks jest przyspieszony. Nie wiem czy będę tak robił całe życie, ale chcę to robić przez pierwsze pół roku kiedy przechodzę na witarianizm (dla benefitów szybszego oczyszczenia). Chrześcijanie i zydzi (i muzułmanie w ramadan) zawsze pościli w piątki i uważam że jest to doskonała tradycja - jakby każdy na świecie tak robił, myślę że nasza planeta by na tym zyskała, a nie straciła.

W przyszłości napiszę odrębny post o poście.

12) uwaga - nie jestem 100% witarianinem! Piję herbatę. Na spotkaniach z rodziną czy znajomymi jem ciasto. Do potraw dodaje takie rzeczy jak majonez, jogurt naturalny, śmietanę (sosy) czy serek feta. Czasem zjem grzankę z masłem, paczkę czipsów czy popcornu do filmu. Robię to z premedytacją i bez wyrzutów sumienia!


***

Może to wygląda na duży wysiłek i wyrzeczenie ale to tylko wrażenie. Większość zakupów robie w sobotę - starczają mi na cały tydzień. Sokowanie zajmuje mi 30 minut wraz z myciem, raz na 2 dni (dla 2 osób!) . Nie tracę czasu na przygotowanie kolacji bo zwykle specjalnie więcej robie na obiad i śniadanie.

Post rzeczywiście wydaje się sporym wyrzeczeniem i nie jest dla wszystkich. Dla mnie jednak jest on czymś więcej niż rytuałem dla zdrowia. Jest kultywacją odpowiedniego stosunku do pokarmu - pokory, szacunku, umiaru i docenienia. Jest odwrotnością tego co obserwujemy w tej chwili na Zachodzie - cnotą którą Cywilizacja Białego Człowieka moim zdaniem w tej chwili bardzo potrzebuje kultywować.

Ale to pochłania tyle czasu i jest takie drogie!

Nie jest tak łatwo być witarianinem, szczególnie w Polsce, w grudniu. Oto najczęstsze argumenty znajomych i rodziny:

1) wszyscy jedzą mięso, człowiek od niepamiętnych lat jadł mięso , będziesz słaby lub anemiczny.
- jak podają antropologowie człowiek je mięso od bardzo niedawna, wcześniej jego dieta była prawie identyczna z obecną dietą szympansa (pół zieleniny, pół owoców). Człowiek ma:
a) długi układ pokarmowy (Każdy mięsożerca na planecie ma krótki)
b) wypustkową budowę jelit (każdy mięsożerca ma proste jelita bez wypustek)
c) stężenie kwasu żołądkowego lub śliny (już nie pamiętam) typowego roślinożercy
d) układ zębny typowego roślinożercy

Badania pokazują, że osoby na surowiźnie żyją dłużej, śpią krócej, cieszą się wieloma wyższymi parametrami którymi mierzymy zdrowie. Czy to nie jest argument, że człowiek jednak nie jest miesożercą?

A co do anemii i słabości - czy goryl - praktycznie najsilniejsze zwierzę na planecie - je rośliny zielone czy mięso? Chyba trzeba mu zrobić badania krwi na deficyt białka zwierzęcego i przepisać suplementy!

Ale przy tym jedna ważna uwaga. Zgadzam się że typowy wegetarianizm jest niebezpieczną dietą, ponieważ gotowanie zabija enzymy i wartości odżywcze. Proszę nie mylić witarianizmu z wegetarianizmem!

2) a co z białkiem zwierzęcym, jak przerzyjesz bez nabiału czy wapnia?
- białka organizm ludzki wytwarza z budulca jakim są aminokwasy. Jeżeli dostarczam aminokwasów z roślin , to mój organizm od razu tworzy sobie idealne białka. Jeżeli dostarczam białko zwierzęce - mój organizm traci wiele energii na rozkład tych białek na aminokwasy i usunięcie zbędnej materii. A potem tworzy z tych aminokwasów idealne dla siebie białka. Po co tyle zachodu? Podobnie z wapniem.

3) to dieta dla fanatyków, trzeba mieć na nią dużo czasu
- na śniadanie zwykle jem kilka bananów, jabłek, brzoskwiń z puszki - dodaje do tego słonecznika. Jem to jako sałatkę owocową lub przerabiam na masę w blenderze . Zajmuję mi to 10 minut łącznie z myciem. Między posiłkami przez cały dzień jem owoce (głównie jabłka). Na obiad jem sałatkę warzywną (no ok tu się trochę schodzi, zajmuje mi to 35 łącznie z myciem). Kolacja - jem podobnie jak na śniadanie.
Oprócz tego raz na dwa dni robie 1.5l soku ktory starcza na 2 dni dla siebie i i narzeczonej - zajmuje mi to 30 minut. Oprocz tego NIE tracę czasu na zapisy do lekarza, stanie w kolejkach u lekarza, obszerne zakupy, rachunki za energię, mycie, zmywanie i sprzątanie, czekanie w restauracjach i barach)

4) owoce i warzywa są takie drogie, nie stać mnie na tą dietę!

- fakt, owoce i warzywa drogie i ich ceny rosną! ALE w ciągu najbliższych 50ciu lat prawdopodobnie nie kupię ani razu:
- wódki
- fajek
- kawy
- napoju gazowanego, coli itd
- napojow w kartonie
- sera, serkow, kefirow, jogurtow, masła ani innego nabialu
- chleba, bulek itd
- ciastek, wafelkow, chipsow itd
- piersi kurczaka, mięsa mielonego itd
- puszki tunczyka, ryb
- makaronow
- dań w restauracjach, fastfoodow na mieście
- garnków, urządzeń do podgrzewania jedzenia

A co z oszczędnością na lekarzach? A co z większym poziomem energii i moją wydajnością, mniejszym zapotrzebowaniem na sen?

5) "jesteś fanatykiem / oszołomem / ascetą. Dobrowolnie rezygnujesz z przyjemności życia. Musisz mieć obsesje na tym punkcie" - to zwykle nie jest mówione głośno, ale można to z ludzi "wyczytać".

Zacznę od tego, że moje odżywianie to moja prywatna sprawa i zwykle nie poruszam tego tematu w realnym świecie. Jeżeli ktoś mnie zaczepi "słuchaj, słyszałam że jesz tylko surowe warzywa i owoce. czy to prawda?" Wtedy chętnie z taką osobą porozmawiam i odpowiem na wszelkie pytania. NIGDY jednak nie wychodzę sam z tym tematem.

Fakt, że poświęciłem wiele czasu na czytanie i edukowanie się w tym temacie ale to nie czyni mnie fanatykiem. W ostatnie miesiące przyswoiłem trochę więdzy w tym obszarze, która będzie procentować przez resztę mojego życia. Już nie mam takiej potrzeby czytania i oglądania w tym temacie - wydaje mi się, że wiem co jest dla mnie dobre. Zautomatyzowałem to wszystko, żeby nie czerpało mojej uwagi i mogę zająć się pasjami w swoim życiu i bliskimi mi osobami. Jedzenie jest gdzieś w tle, to moja prywatna sprawa. Nie ewngelizuje ani nie namawiam. Ale zawsze chętnie pomagam zainteresowanym!

Po trzecie kwestia przyjemności: po heroinie podobno jest całkiem przyjemnie. Dlaczego więc nie ćpasz? Tak samo jest u mnie na przykład z nie jedzeniem słodyczy czy gotowanego. Jest fajnie po zjedzeniu, ale zupełnie innym rodzajem przyjemności (lub satysfakcji) jest zdrowe jedzenie przez kilka miesięcy czy lat. Wtedy dopiero czerpie się radość z jedzenia - zwykłe jabłko z rana smakuje jak rajski owoc. Więc wcale nie twierdze, że pozbawiam się przyjemności, ja ją dopiero odblokowuje :)

A jeśli chodzi o wyrzeczenia - cóż to jest temat na dłuższą rozmowę. Czy rzeczywiscie "w życiu chodzi przecież o przyjemności"? Byli filozofie którzy tak twierdzili - na przykład hedoniści. Lub hipisi. "Skup się na pozytywach, oddaj się przyjemności" Nie neguje tej filozofii, bo wiem że dla wielu ona się sprawdza. Ja osobiście uważam jednak, że przyjemności nie powinno się ani odrzucać, ani nie powinna być ona celem życia. Czasem wole pocierpieć (okres detoksu lub okres ciężkiej nauki języka) żeby później mieć satysfakcje/przyjemnosć (oczyszczony organizm lub łatwa komunikacja za granicą)

No to się wygadałem :) W końcu wyrzuciłem z siebie to co chciało być wyrzucone :)

Droga do zdrowego żywienia

Od 40stu dni jestem 100% witarianinem. Z dietą eksperymentowałem już od roku - to nie było tak, że zrozumiałem benefity tego odżywiania "przez noc" i wszystko zmieniłem. To był proces - czytałem, oglądałem, dopytywałem, aż w końcu nie przyjąłem tego tylko intelektualnie, ale całe moje ciało czuje w kościach, że to jest optymalne jedzenie dla człowieka.

Zacząłem się tym interesować z pobudek czysto pragmatycznych - po prostu chciałem jeść to co mi się jeść opłaca. Poniżej zapraszam do przejrzenia mojego zestawienia najbardziej wartościowych materiałów (tzw the best of the best :))

- The Food Revolution - J. Robbins

Nie jest to książka o witarianiźmie per se, ale o wegeterianiźmie i o mięsie. Specjalnie daję ją na początek- jest optymalna dla osób totalnie nowych w temacie.
(proszę kliknąć "click inside" zeby przejrzec spis tresci. Ksiazki tej chyba nie ma po polsku, jest za to "zdrowi stulatkowie" tego autora - ktorej niestety nie czytalem ale zakladam z duzym prawdopodienstwiem ze jest dobra)


- Film "Jedzenie ma znaczenie" -

- Film "Cud Terapii Gersona" -

- Film "Po Prostu Na Surowo - Cofanie Cukrzycy w 30 Dni"


Zamierzeniem autorów jest oczywiście pokazanie cudownych wlasciwosci leczniczych surowych warzyw i owoców. Moim zdaniem jednak, film ten jest tez swietnym studium wplywu detoksu na psychike. Uczestnicy programu nie stosuja lewatyw, dlatego proces oczyszczania jest wolniejszy i bardziej bolesny.

***

Teraz 2 najlepsze pozycje dla osob juz bardziej wtajemniczonych (wegetarian, wegan, probujacych witarian):

(- Warsztaty V. Boutenko)

Probowalem przejsc na 100% witarianizm przez kilka miesiecy, ale bez sukcesu. Miałem napady pragnienia slodyczy lub mięsa (głównie na kebaby :)) ). Stale gdzieś w głowie miałem powątpiewający głos mowiacy: "skoro to jest idealna dieta dla czlowieka, to dlaczego moje cialo wydaje się walczyć rekoma i nogami zeby wrocic do "niezdrowego zarcia""" i "jezeli to jest dieta idealna to nie powinna przyjsc latwo i bezbolesnie??".

Mysli te odeszły dzięki warsztatom Boutenko na YT. Powiedziala ona "setki moich raw-studentow bylo na początku entuzjastycznych do surowizny ale po warsztatach tak naprawde na witarianizm przechodzilo moze 5%. nie wiedziałam dlaczego". Poźniej zdradza ona nam sekret - gotowane jedzenie jest uzalezniajece bo proste weglowodany przerabiaja sie na biały cukier. Ten film uswiadomil mi więc, że:
1) przechodzenie na witarianim jest bardzo cieżkim procesem, wcale nie innym niż rzucanie innych nałogów
2) trzeba włożyć 100% wysilku, chęci i pomocy z zewnątrz przez pierwsze 2 miesiące. Potem jest z górki!!!
3) walka z nałogiem jedzenia gotowanego to nie tylko kwestia "silnej woli" i pracy z głową. To co spontanicznie doskonale likwiduje nałogi to "green smoothies" (potwierdzam, widzę to po sobie każdego dnia!! przypomina mi się jak Victoria opowiadała jak jej mąż Igor - alkoholik - w pewnym momencie "zapomniał pić wódki :))" i na nieświadomce wyszedł z nałogu:)) )

- książka "Live Food Factor" -

Jest to grubaśne dzieło - 704 stron i jeżeli masz (85 PLN + przesyłka) wolnych środków, polecam zrobienie sobie takiego prezentu na święta!!
Aby zapoznac sie z książką zachęcam do "look inside" w linku powyżej.