czwartek, 29 lipca 2010

Zmiana 2

Wygląda na to, że moje życie to ciągła interakcja pomiędzy racjonalnym umysłem a częścią mnie która rządzi się własnymi, najczęściej zagadkowymi dla mnie, prawami.

Zwykle mam wiele komentarzy do siebie samego. Tego bym czuć teraz nie chciał, a tego w sobie nie lubię. Komentujemy, bo uważamy że mamy władzę lub wpływ na tą irracjonalną część nas. Przy bliższym przyjrzeniu możemy się jednak przekonać, że nie wybieramy tego jacy jesteśmy czy tego co czujemy. Ta władza to iluzja...

W poprzednim wpisie ustaliliśmy, że odrzucenie własnego doświadczenia nie powoduje jego zaniku. Wbrew przeciwnie - zepchnięcie emocji w głębiny podświadomości daje jej więcej mocy.

Ktoś może teraz zasugerować, że w takim razie powinniśmy zawsze akceptować siebie. Może i tak, ale czy potrafisz się zmusić się do zakochania się w kimś kogo nie kochasz? To było by udawanie. Nie jestem zwolennikiem afirmacji i pozytywnego myślenia w stylu New Age. Jeżeli jestem smutny to czemu mam udawać że jestem szczęśliwy? Czy taka "akceptacja" nie byłaby znowu zepchnięciem emocji w podświadomość, czyli jej odrzuceniem?

Prawda według mnie jest taka - odrzucać część siebie nie jest dobrze, ale nie jesteśmy też w stanie nagle akceptować siebie w 100%, bo to byłoby udawanie.

W takim razie - czy coś nam pozostaje?

poniedziałek, 26 lipca 2010

Zmiana 1

Po 2 tygodniowym urlopie wracam do swiata online i blogowania.

Zwykło się uważać, że zmiana jest czymś co możemy powodować. Odpowiednio dużo dobrej woli, wysiłku i... będzie lepiej!

Czas na chwilę szczerości. Czy mamy władze nad samym sobą?

Powiedzmy, że dana osoba czuje lęk przed występami publicznymi lub śmiałą komunikacją z nieznanymi sobie osobami. Jej racjonalny umysł mówi: "weź się w garść, czego tu się bać - nie ma zagrożenia życia, to tylko kilka osób, których pewnie nigdy więcej nie zobaczysz". Może ona sobie nawet powtarzać "nie jestem zdenerwowana, nie jestem zdenerwowana".

Wydaje mi się, że w takich sytuacjach mój organizm kieruje się własną logiką, totalnie oporną na racjonalne argumenty. Ewidentnie się pocę, czuję że serce bije szybciej niż zwykle i najchętniej zniknąłbym z tego miejsca. Fakty są takie, że czuję lęk!

To prawda, że mogę w jakimś stopniu ten lęk stłumić, zaprzeczyć jego istnieniu. Ale to jest właśnie sedno sprawy na które chciałbym zwrócić uwagę! Czy takie stłumienie to prawdziwa zmiana, pokonanie własnego ograniczenia? Czy lęk kiedykolwiek ustaje gdy wmawiasz sobie "nie jestem zdenerowowana"?

czwartek, 8 lipca 2010

To już ostatni post o superego

Jeżeli zainteresował się ktoś tym zagadnieniem odsyłam do książki "Soul Without Shame". Wracając do metodyki:

Drugim filarem obrony, obok własnej agresji, jest zrozumienie - każdy krytyk jest unikalny.

Jedna osoba na przykład nie może zaakceptować bycia postrzeganą jako słaba. Superego będzie motywowało ją do bycia zawsze "twardym" i niezależnym. Krytyk drugiej osoby, wprost przeciwnie - użyje reprymendy za jakąkolwiek asertywność - może na przykład uważać, że asertywność to ranienie innych lub zbytnia samolubność.

Warto obserwować siebie w tym kontekście. Jak chciałabym być postrzegana przez ludzi? Co uczyni mnie szcześliwą? Czego nie lubię najbardziej w innych ludziach? Czy toleruję te cechy u siebie? Jaka jest funkcja superego? Co ono próbuje osiągnąć? Kogo mi przypomina?

Nie zapominajmy, że dokonujemy też projekcji tej struktury na innych. Co ludzie myślą o mnie? W jakich sytuacjach spodziewam się krytyki i jest mi najbardziej niekomfortowo? Dlaczego?

Moim zdaniem osoby żyjące świadomie mają mniejsze lub większe naturalne zainteresowanie tymi kwestiami i osobiście zachęcam do nie unikania tego typu pytań.

środa, 7 lipca 2010

Jak rzuciłem palenie...

Udało mi się to zrobić dopiero za czwartym czy piątym razem. Moje poprzednie, nieskuteczne metody wyglądały mniej więcej tak:

Siedzę w knajpie. Pojawia się myśl „ale bym zapalił”. Jestem zdeterminowany żeby rzucić dlatego od razu „walczę” z tym implusem: „To jest moje postanowienie i będę się go trzymał. Za dużo idzie pieniędzy na palenie. Fakt, że atmosfera jest idealna na fajeczkę, ale muszę wytrwać!”.

I to działało. Na 3 dni, czasem na 5.

Po kolejnym niepowodzeniu byłem na tyle sfrustrowany i zmotywowany, że stwierdziłem, że nawet nie będę rozważał w myśli opcji zapalenia. Postanowiłem, że będę tłumił impuls w zarodku. Za każdym razem, gdy tylko zauwazyłem pojawiającą się myśl „ale bym zapalił”, zaczynałem myśleć o czymś innym. Zabrzmi to dziwnie, ale zmuszałem się do „zmienienia tematu w swoich myślach”. Albo robiłem plany na wieczór, albo skupiałem uwagę na jakiejś osobie czy obiekcie z otoczenia.

Impuls do palenia pojawiał się początkowo często - 3 razy na godzinę. Moja metoda okazała się jednak dla mnie bardzo dobra, ochota na palenie przychodziła rzadziej i rzadziej. Aż do jej całkowitego zaniku.

Wygląda na to, że wchodząc w interakcję z jakimś impulsem trzymamy go przy życiu. I co jest w tym, moim zdaniem, bardzo ważne – nie ma tu znaczenia czy mamy dobry zamiar lub racjonalne argumenty. Utnij implus w zarodku, a jest szansa, że z biegiem czasu zyskasz od niego troche swobody.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Superego 3

Załóżmy, że facet czuje się zraniony po rozmowie z żoną. Ogarnia go smutek. Emocja ta zostaje jednak powstrzymana przez głos w jego głowie: "przestań zachowywać się jak dziewczynka. jesteś mężczyzną, to nie jest prawdziwe zmartwienie, inni mają gorzej!"

Istnieją trzy prawdopodobne reakcje:

1) mężczyzna może nie być świadomy tego ataku. Nadal czuje zranienie i smutek - jest zawstydzony tych emocji, zatem idzie do kumpla na ćwiarteczkę stłumić to wszystko. Nikt nie pomyśli, że jest słaby, smutny czy zraniony.

2) mężczyzna może być świadomy ataku. Wtedy bardzo ważny jest sposób w jaki się przed nim broni. Naturalną tendencją jest usprawiedliwianie się : "jak to nie mam powodów do zmartwień?? oczywiście, że mam - zostałem fatalnie potraktowany i to boli".

Taka forma obrony nie należy do najskuteczniejszych. Superego nie jest nigdy racjonalne, dlatego, moim zdaniem, wchodzenie w dyskusje mija się z celem.

3) najlepszą formą obrony jest użycie swojej agresji bez wdawania się w jakiekolwiek rozmowy. Najpierw mężczyzna dostrzega atak, potem zdecydowanie reaguje: "znów tu jesteś?! idź w cholerę, nikogo nie obchodzi twoje zdanie!"

Trzecie podejście najbardziej zbliża nas do celu całkowitego rozdzielenia od tej struktury. W przeciwieństwie do metody opartej na negocjacji czy dostosowaniu, tutaj nie "karmimy jej", co sprawia że jej wpływ na nas maleje.

Superego 2

Gdy byłem na warsztatach o superego, jeden z uczestników powiedział: "ja nie mam superego, ja mam supercoach'a!". Było przy tym kupę śmiechu, ale także dużo prawdy... Każdy z nas w wieku 3-7 lat wykształca tę strukturę, ponieważ jest to niezbędnym etapem rozwoju dziecka.

Moim zdaniem, problem polega na tym, że nie poddajemy rewizji przekonania, o przydatności superego w naszym życiu. Słuchamy wewnętrznego krytyka, dostosowujemy zachowania do jego wymagań, ponieważ często uważamy, że bez niego nie bylibyśmy zmotywować się do zrobienia czegokolwiek lub stalibyśmy się dzikusami bez żadnych hamulców.

Jak to jest u Ciebie? Kim byś był bez wewnętrznego krytyka?

Psychoanaliza zwykle ma na celu obniżenie standardów superego i życie bardziej "w zgodzie" z nim. Możliwość kompletnej rozłąki z tą strukturą nie jest uważana za możliwość. Wiemy także, że psychoanaliza rzadko jest skuteczna.

Ja spotkałem się z alternatywną teorią, której jestem zwolennikiem. Mówi ona o tym, że całkowite "pozbycie się" wewnętrznego krytyka jest możliwe. Wymaga to długiej pracy nad tą strukturą, ale uważam, że perspektywa życia bez tych wszystkich zakazów, nakazów, ograniczeń, analiz, porównań i oczekiwań jest bardzo obiecująca.

sobota, 3 lipca 2010

Superego 1

Superego to wewnętrzny terrorysta który jest odpowiedzialny za większość mojego cierpienia.

Co ciekawe wydaje mi się, że większość z nas nie jest świadoma mocy i wpływu tej struktury na nasze życie. To jest tak jakbyśmy przyszli do fabryki i zapytali pracownika "nie mogę zrozumieć jak możecie wytrzymać w tym hałasie 12 godzin dziennie, przecież to obłęd!". A robotnik na to: "jakim hałasie? hałas to może mi przeszkadzał przez pierwszy tydzień - teraz jestem tak przyzwyczajony do tego huku, że zapomniałem o jego istnieniu!"

Zapomnieliśmy o hałasie w naszym życiu, ale to nie znaczy że nie ma on na nas wpływu! Kiedyś usłyszałem dobrą radę: "jeśli czujesz się gównianie, sprawdź gdzie jest twoje superego".

Wewnętrzny krytyk trzyma nas w ściśle określonym boxie. Naciska abyśmy dążyli do jego ideału (osoby miłej, ugodowej, kochajacej, silnej, skutecznej - różnie dla róznych osób- jak dla ciebie?). Porównuje nas z innymi i upokarza za to, że nasze życie czyli my nie jesteśmy wystarczająco dobrzy.

Przy tym każde "wyjście z boxu" superego surowo karze. Jeżeli czasem zdobędę się na dokonanie czegoś spontanicznego mogę być pewien, że superego zastosuje jedną z jego ulubionych metod - zaaplikuje poczucie winy (wyrzuty sumienia) lub wstydu.